Można by prześmiewczo napisać, że serial „Święta Wojna” to produkcja o rodzinnych bolączkach Górnego Śląska. Czy tylko? Na czym polegał fenomen tego serialu, do którego wielu wraca po latach?
Na początek musimy zdać sobie sprawę z jednej, istotnej sprawy. „Święta Wojna” była serialem mocno niskobudżetowym, w którym nie było czasu i pieniędzy nawet na to, by do poszczególnych scen robić duble. Nie wiemy, czy całość została nakręcona „na raz”, ale zdecydowana większość na pewno. Stąd wiele wpadek, widoków na kamery czy mikrofony, wpatrywanie się gapiów czy ich obracanie się na aktorów na ulicy. Co było aranżowane, to było, ale zdecydowana większość scen i akcji szła na żywioł. Dodatkowo serial ten był dość prosty pod kątem scenariuszów. Skąd zatem fenomen produkcji z popularnym, głupkowatym Bercikiem?
No właśnie, prześmiewcza głupota głównego bohatera, emerytowanego górnika przodowego, sprawiała, że serial wprowadzał nas w stan odmóżdżenia od codzienności. Mało tego, choć z humorem i dużą hiperbolizacją, rodzina Dwornioków ukazywała w bardzo naturalny i prosty sposób życie zwyczajnych rodzin, zwłaszcza w okresie po transformacji, na przełomie wieków. Czy tak bardzo różniła się ich codzienność od życia wielu ludzi zamieszkałych Górny Śląsk? Oczywiście, nie mówimy tutaj o wszystkich wybitnie głupich pomysłach głównego bohatera.
Ludzie do dzisiaj odszukują „Świętą Wojnę” w Internecie i wracają do tych odcinków. Komentarze są głównie pozytywne i właśnie odnoszące się do tego, że serial ten wprowadza w inną rzeczywistość. Jest prosty, banalny, głupkowaty, śmieszny, ale po prostu przyjemny i lekki. Mistrzowska gra aktorska Krzysztofa Hanke, połączona z dobrym wcieleniem się w rolę „Warszawioka” Zbigniewa Buczkowskiego.
Ta mieszanka dała niesamowity efekt. Do tego pijak „Gerard”, w którego wcielił się Bogdan Kalus, doskonale później znany z „Rancza”. Była też przecież nieodżałowana Karlikowa, czy brat Andzi, Ernest, którego odtwórca Józef Polok także, niestety, już nie żyje. Ernes robił biznesy, a Bercik konsekwentnie mu przeszkadzał i wprawiał go w szewską pasję. Do tego sceneria sympatycznego Szynku u Alojza i masa głupich pomysłów Bercika, któremu wtórował, pozornie mądrzejszy, Zbyszek. Była też żona Andzia (Joanna Bartel), która miała stanowić równowagę dla głupiego męża. To ona kierowała domem, była jego głową, choć też przecież w wielu sytuacjach uległa głupkowatemu sposobowi bycia swojego męża. Ich kłótnie to istny majstersztyk. Wszystko okraszone elementami śląskiej gwary i klimatu ówczesnych Katowic. Ta mieszanka okazała się wybuchową. Iście kabaretowym serialem, który jednak pokochało miliony widzów. Nie musiało tak być, ale obsada zrobiła swoje. Poradziła sobie z niskim budżetem i ograniczeniami.